sobota, 25 stycznia 2014

Ukraiński dziennikarz wyjaśnia 10 rzeczy, które Zachód musi wiedzieć na temat sytuacji w Kijowie

Niniejszy tekst jest tłumaczeniem artykułu, który pojawił się na serwisie Business Insider. Artykuł można przeczytać w oryginale pod poniższym linkiem: [KLIK]. Proszę o rozsyłanie tego tłumaczenia znajomym ku większemu zrozumieniu wydarzeń na Ukrainie.
Życzę miłej lektury - Zygmunt Marchiewicz.



[Adnotacja redaktora: Ten artykuł został umieszczony na portalu Business Insider przez Tarasa Ilkiwa, który stwierdził że ludzie za granicą powinni zrozumieć te 10 rzeczy, aby rozeznać się w obecnej sytuacji w Kijowie. Ilkiw jest redaktorem naczelnym Newsradio.com.ua, strony radia Voice of Capital, oraz redaktorem strony Korrespondent.net od początku jej istnienia. Pochodzi z Iwano-Frankiwska na Zachodniej Ukrainie. Mieszka w Kijowie od ostatnich siedmiu lat. Opinie zawarte w artykule należą do niego.]

Ludzie walczą o swoje prawa, nie o członkowstwo w UE.

Protesty na Ukrainie nie się wcale proeuropejskie (jak to jest napisane w większości międzynarodowej prasy). Załamanie się umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską w listopadzie stało się jedynie pretekstem do lokalnych wieców. Jednak gdy pokojowy protest studencki został brutalnie stłumiony przez 'Berkut' (specjalną policję) w Kijowie 30 listopada, milion wściekłych ludzi przybyło na centralny plac stolicy. Od tamtego czasu rebelia nie ustąpiła; zamiast tego przemieniła się w antyrządowe powstanie domagające się rezygnacji premiera, Ministra Spraw Wewnętrznych oraz rezygnacji prezydenta Wiktora Janukowycza. Większość ludzi jest zmęczona zupełną korupcją w każdej sferze życia, jak i brakiem sprawiedliwości oraz samowolką służb bezpieczeństwa. Średnia klasa stała się silnikiem napędowym protestu od momentu nadużyć ze strony biur podatkowych. Obecnie do protestu dołączyli się radykałowie, którzy to rozpoczęli agresywną konfrontację zmęczeni czekaniem na ruch ze strony liberalnej opozycji. Mimo to posiadają poparcie wśród większości protestujących.


 Protesty skupiają się na demokratycznie wybranym Wiktorze Janukowyczu.

Podczas wyborów prezydenckich w 2010 roku według oświadczeń międzynarodowych obserwatorów, Wiktor Janukowycz uczciwie pokonał swojego głównego przeciwnika - znaną na cały świat kobietę i byłą premier Julię Tymoszenko. Podczas jego rządów władze skazały ją za niekorzystną umowę gazową z Rosją i wyznaczyły jej karę siedmiu lat więzienia! Po orzeknięciu wyroku Janukowycz ze swoją załogą nie trudził się w sprzeciwieniu Rosjanom oraz w zapoznaniu się z umową, czy też z rozwiązaniem problemu w sądzie. To zdarzenie popsuło relację Prezydenta Ukrainy z przywódcami krajów zachodnich. Prezydent Obama ignoruje Janukowycza, Władimir Putin - z którym Tymoszenko podpisała umowę w 2009 roku - oświadczył swoją gotowość przyjęcia Tymoszenko w Rosji na leczenie dolegliwości jej pleców.



















Wielu Ukraińców denerwuje moc, jaką ma "rodzina".

Tak zwana "Rodzina" (nieformalna struktura władzy składająca się z urzędników bliskich prezydentowi) to ważna składowa trudnej sytuacji w kraju, gdyż niektóre z najbardziej opłacalnych sektorów ukraińskiej ekonomii znajdują się pod ich kontrolą. Struktura ta goni ekspansję na rynku mediów poprzez wykupywanie głównych wydawnictw. Ich największy nabytek, który wydaje Forbesa i inne wielkie tytuły, został ostatnio wykupiony za 300-400 milionów dolarów. Również od kiedy główne kanały telewizyjne starały się uniknąć krytycyzmu w stosunku do władz, bardziej lub mniej wiarygodne wiadomości były dostępne jedynie w Internecie. Uważa się również, że bogactwo syna prezydenta, Aleksandra Janukowycza, potroiło się sięgając 510 milionów dolarów w przeciągu ostatnich lat. Prezydent nie wyjaśnia w jaki sposób mogło się to stać.

 
Kolejny kłopot: wertykalność władzy Ukrainy.

Podczas swego panowania Janukowycz przemienił kraj z demokracji parlamentarnej na system prezydentalny. Stworzył trwały łańcuch rządzenia, w którym struktury władzy, biura podatkowe, prokuratorzy i sądy podlegają bezpośrednio jego woli. Wykorzystuje to nie tylko jako narzędzia do radzenia sobie z przeciwnikami, ale też aby rozwiązywać własne sprawy biznesowe.
 

Ludziom ciężko jest mówić jak jest naprawdę.

Poza Internetem na Ukrainie nie ma już prawie wolnych mediów. Niektórzy z przemysłowej części Wschodu, która graniczy z Rosją nie znają nawet prawdy na temat wydarzeń w Kijowie. Główne programy w telewizji po prostu nie pokazują lub przekłamują wiadomości. Papierowa prasa jest zmonopolizowana lub posiadana przez oligarchów. Do niedawna jedyną prawdziwą wysepką wolności był Internet, lecz w miniony piątek (17 I 2013r. - przyp. tłum.) Janukowycz podpisał ustawę zezwalającą komukolwiek zamknąć jakąkolwiek stronę bez wcześniejszej próby bądź ostrzeżenia mając za powód najdrobniejsze zażalenie. Dziennikarze zmierzają się z niezwykłym uciskiem i ogromnymi kampaniami mającymi ich zdyskredytować. Jedna z dziennikarek, Tatiana Czornowol, która pisała o majątku Janukowycza została ostatnio kilkukrotnie pobita przez pięciu chuliganów.



Zastraszanie stało się częścią codziennego życia.

Wewnątrz tej silnej represywnej machiny, sądy i prokuratorzy mogą zastraszać aktywistów i osoby publiczne, które sprzeciwiają się reżimowi. Niektórzy zostali zmuszeni do ucieczki za granicę, podczas gdy inni zostali pozbawieni własności. Prezydent obwinia za to sądy, ale wszyscy wiedzą, że są one w pełni przez niego kontrolowane. Na przykład Janukowycz podpisał w piątek akt zezwalający na osądzenie osoby bez jej obecności na sali rozpraw, tak jak to miało miejsce za czasów Stalina w połowie XX wieku. Rząd zatrudnia nawet specjalnych bokserów z klubów sportowych wykonujących "brudną robotę" w prześladowaniu ludzi, którzy się sprzeciwiają. Wielu z początkowych zwolenników Janukowycza straciło swoje firmy w przeciągu ostatnich kilku lat z powodu ekspansji imperium Rodziny. Dziennikarze doszli do wniosku, że ta struktura, która jest kontrolowana przez syna prezydenta, poczęła przyjmować coraz to więcej cudzych majątków.



Opozycja jest słaba.

 Ukraińska opozycja przechodzi trudny okres. Jest reprezentowana przez co najmniej trzy siły polityczne. Jedna z partii, którą kiedyś dowodziła Tymoszenko, została powtórnie wybrana do parlamentu i ogromnie zdyskredytowana, lecz wciąż - wybrana. Druga partia jest dowodzona przez mistrza świata w boksie, Witaliego Kliczkę i ostatnio zdobywa duże poparcie. Zostali okrzyknięci partią, która najbardziej wpasowuje się do biura prezydenckiego. Trzecią siłą są nacjonaliści, którzy przysporzyli sobie popularności na bazie sukcesu ich radykalnych sloganów, między innymi głoszącymi niezadowolenie z rządu. Po dwóch miesiącach protestów żadna z tych partii nie doszła do kompromisu z rządem, i żadna z nich nie zaoferowała konkretnego planu działania ludowi. Dowódcy wszystkich trzech partii walczą w milczeniu między sobą o pozycję jednej i jedynej opozycyjnej kandydatury w wyborach w 2015 roku. Ich nieskoordynowane ruchy zawiodły radykałów, którzy wyruszyli zmierzyć się z policją w niedzielę 19 stycznia. Po czterech dniach krwawych konfrontacji, ci przywódcy polityczni wciąż nie są wstanie znaleźć drogi wyprowadzającej ich z tej sytuacji. Nie mają już żadnej kontroli nad zamieszkami.



"Berkut" stanowi szczególny problem.

Filarem reżimu Janukowycza są specjalne siły "Berkutu", hufiec stanowiący część Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Mimo iż nie posiadają żadnego konkretnego statusu, składają się z funkcjonariuszy policji specjalnie wyszkolonych, by stłumić powstanie. Ich liczba jest niewielka - jedynie cztery tysiące - jednak są bardzo brutalni i otrzymują porządną pensję za swoją robotę. Tylko w ostatnich dniach po Internecie krążą zdjęcia przedstawiające te specjalne siły brutalnie bijące dziennikarzy i pokojowych demonstrantów. Ostatnio rzekomo złapali protestujących, rozebrali ich i polali wodą o temperaturze -10°C. Dodatkowo ostatnimi dniami strzelali do wszystkich protestujących bez różnicy - ten akt to otwarte łamanie prawa. Ważne jest nadmienienie, iż według ukraińskich źródeł do tej pory armia odmówiła zwalczenia reżimu Janukowycza, jak i działania przeciw ludziom.

Ten filmik ukazuje Berkut:



Większość osób uważa, że Zachód jest zbyt bierny.

Aż do tego tygodnia reakcje Stanów i innych zachodnich państw na wydarzenia na Ukrainie były bardzo nieznaczne. Wielu protestujących nie wierzy w to, że UE i Stany Zjednoczone są gotowe pomóc Ukraińcom w utrzymaniu demokratycznych wartości. W dodatku w lokalnej prasie krążyły wieści, że Ameryka zgodziła się wręczyć Ukrainę Putinowi w zamian za wzrost wpływów Stanów w Syrii i w innych ważnych dla niej punktach. Pierwsza zmiana poglądów została dostrzeżona dopiero 22 stycznia, gdy Stany Zjednoczone nareszcie ogłosiły nałożenie sankcji na wizy przeciw urzędnikom wmieszanych w przemoc dokonującą się przeciw pokojowym demonstrantom w stolicy Ukrainy po śmierci kilku osób na wiecu w Kijowie. Unia zmaga się z dyplomatycznymi orzeczeniami, mówiąc iż jeszcze nie zamierza wszcząć żadnych działań. Taka ciekawostka: wiza dla turysty na parudniowe odwiedziny państw Unii kosztuje Ukraińców przejście przez niebywale skomplikowane procedury, oraz wymagane jest uiszczenie zapłaty 35 euro (średnia pensja na Ukrainie wynosi ok. 300 euro). Wszyscy urzędnicy uwikłani w reżim Janukowycza mają prawo darmowych odwiedzin w UE.


Protesty same w sobie są niebywale innowacyjne.

Gdyby Czytelnik zdecydował się na przejście przez centrum Kijowa, zaszokowałoby ujrzenie jak Plac Wolności (Majdan Niezależnosti) pracuje. Ludzie z całej Ukrainy przybywają na Majdan przynosząc ze sobą wszystko co potrzebne do życia w wojskowych warunkach. Jest tam wiele namiotów, w których można odpocząć, kilka koksowników, scena, prywatny szpital Majdanu, własna ochrona, a nawet zaimprowizowany uniwersytet. Nie ma tam alkoholu, a ścisła dyscyplina jest główną korzyścią płynącą z Majdanu. Na granicach placu wybudowano ogromne barykady na wypadek najazdu reżimu. Wbrew doniesieniom prorządowych mediów, wszyscy są tutaj nie dla "amerykańskiej kasy" lecz dla idei i po lepszą przyszłość. Jednym z unikalnych form protestu jest tak zwany "Automajdan". Kierowcy biorą swoje samochody i blokują ciężarówki SWAT-u lub też całe budynki policyjne, by zapobiec możliwym nielegalnym ruchom przeciwko pokojowo nastawionym ludziom.

Oto Automajdan w akcji:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz