poniedziałek, 8 października 2012

Hardest-The-Simpsons-Episode-EVER!



Simpsonowie potrafili, i w sumie jakby nie patrzeć - nadal potrafią poruszać nawet najbardziej kontrowersyjne kwestie. Dla mnie, największą "sprawą", jaką podjęli twórcy, były różnice między Kościołem Katolickim i protestantami. Przez dość długi czas (odcinek po raz pierwszy widziałem 5 lat temu) nie podejmowałem się napisania recenzji tego epizodu, a nawet i teraz, gdy to robię, uważam że jeszcze nieraz będą pisać jej coraz to nowe wersje.

 Zacznijmy od kilku słów wstępu. Back there, when The Simpsons still wasn't that bad TV show, czyli mniej więcej w 2005 roku (koniec 16. sezonu) umarł papież Jan Paweł II. O ile ten fakt jest ważny dla tego odcinka? A o tyle, że przez niego stacja Fox, jak i sami twórcy przesunęli datę premiery odcinka z 10 V 2012 na 15 V 2012, aby wyzbyć się dodatkowych kontrowersji. Ostatni, 21. odcinek sezonu bowiem poruszał bardzo delikatną kwestię, której poruszenie nie do końca się wszystkim spodobało.
Faktyczna fabuła (dla nieuświadomionych - w Simpsonach wstępy do fabuły mogą trwać nawet 5-7 minut) opowiada o tym, jak Bart zostaje wydalone ze szkoły publicznej i zaczyna chodzić do katolickiej szkoły prywatnej - nie bez początkowych trudności. Jednak z uczynkiem kilku krwawych chrześcijański komiksów, przekonuje się do nowego miejsca. Nie podoba się to jego rodzicom, więc Homer postanawia porozmawiać z uczącym Barta księdzem i - ku zaskoczeniu Marge - również przekonuje się do Kościoła Katolickiego. Co więcej - wraz z Bartem chce do niego przystąpić.

Konserwatywny katolik, nowoczesny protestant.

Główną sprawą, która uderza wręcz podczas porównania obu nurtów przez twórców jest podejście czysto stereotypowe. Należy pamiętać, że po równo stereotypami traktowani są zarówno katolicy, jak i protestanci. Dlatego też nie powinien dziwić fakt, że pierwsi zostali potraktowani jako dość spokojne świętoszki, a drudzy jako nadgorliwi wierzący. Z jednej strony protestanci w Simpsonach zdecydowanie sprzeciwiają się Kościołowi robiąc wielką akcję, aby Bart nie przystąpił do Pierwszej Komunii, z drugiej strony katolicki ksiądz śmieje się z buddyjskich poglądów Lisy, nazywając je "dziecinnymi wymysłami". Można powiedzieć, ze linia podziału tutaj tyczy się jedynie chrześcijan, jednak myślę, że uniwersalny przekaz tej części odcinka można przyrównać też do innych wielkich religii świata jak judaizm, czy muzułmanizm (suma sumarum, spośród tych trzech chrześcijanie w USA pozywają najmniej za obrazę uczuć religijnych). Mając jednak za przykład jedynie katolików i protestantów można wysunąć jeden podstawowy wniosek: największe kłótnie wśród odłamów tego samego światopoglądu są spowodowane głównie największymi szczegółami.

"Dlaczego nie można wierzyć w to, co się chce?"

Simpsonowie pod koniec odcinka weszli na dość grząskie pole (powinszować odwagi!), które można by oprzeć niemal czysto-ateistyczną piosenką Tenacious D - Throw Down. Homer i Lisa uważają, że każdy powinien mieć możliwość wyboru swojej wiary. Można tą frazę "wspomóc" słowami Jacka Blacka:

We got to use our fucking brains today
Before we're gone
(Musimy użyć naszych pieprzonych mózgownic
Zanim znikniemy)

I tutaj recenzja schodzi na "moje osobiste odczucie". Uważam bowiem, że słowa Lisy mogą mieć oparcie w rzeczywistości tylko wtedy, gdy decyzja o wyznaniu jakiejś wiary jest w pełni przemyślana. Innymi słowy - Chcesz być scjentologiem, Jehowym, muzułmaninem, katolikiem? Droga wolna. Obyś tylko wiedział, w co się pakujesz.

The Simpsons nie leci po bandzie.

Bo w porównaniu z tym, co robi South Park, czy Family Guy to jest tak naprawdę nic. Jednak trzeba przyznać, że nawet takie "nic", to już "coś". Sprawa została ogółem przedstawiona w sposób delikatny - uwierzcie mi, to prawda - a jednak, co mnie najbardziej boli nie ominęła krytyki widzów oburzonych obrażeniem ich światopoglądu. Co dziwne, nawet katolickie pismo L'Osservatore Romano pogratulowało twórcom odcinka dotknięcia tak delikatnej kwestii w tak dobry, i czytelny sposób. Sami twórcy ówczesnego świata Simpsonów stwierdzili, że jest to najlepszy odcinek 16. sezonu, i że mają nadzieję iż w przyszłości serial będzie w równie dobrym stopniu poruszać równie delikatne kwestie. Wyszło jak wyszło, nie wgłębiajmy się w to.

I tak na koniec.

Jak już wspomniałem, naprawdę bałem się przez długi okres czasu podjąć napisania recenzji tego odcinka (która jest tak bardzo inna od moich pozostałych). Jeszcze 5 lat temu wystawiłem mu ocenę 5/10, co było spowodowany głównie tym, że nie udało mi się go do końca zrozumieć. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji jego obejrzenia, albo jeśli wasze uczucia w stosunku do niego są mieszane - nawołuję do użycia waszych pieprzonych mózgownic, albo chociaż przeczekania, aż do tego odcinka dorośniecie (a piszę to ze świadomością, że być może sam jeszcze do niego nie dorosłem). Wiec na chwilę obecną wystawiam mu ocenę 8/10. Było zabawnie, poważnie i przerysowanie. Wskazówka dla twórców The Simpsons dzisiaj. Tak powinien wyglądać przeciętny odcinek serialu o żółtej rodzince!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz