sobota, 3 grudnia 2011

Ona - 1

Dla niego było to niesamowite przeżycie. Mimo, że stał tuż pod latarnią, żaden promień światła nie padał na jego ciało bezpośrednio. Kapelusz osłaniał jego twarz, tak jak i resztę ciała, tworząc wokół jego sylwetki owalny cień. Stał prosto jak kij – bał się. Był już blisko celu, do którego dążył od przeszło ośmiu lat i teraz trudno mu było zebrać się na odwagę. Cień uległ deformacji. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów oraz zapałki kowbojskie.



Otworzył paczkę. Zostało mu jedynie pięć petów, trzeba będzie niedługo uzupełnić zapasy. Wyjął jednego z nich i wzniecił ogień w zapałce, szybko ocierając ją o latarnię. Płomień tlił się oświetlając jego twarz. Na pierwszy rzut oka wydawać się mogła opanowana, lecz gdzieś w jego środku coś potwornie krzyczało „Nie rób tego, nie uda Ci się! Lepiej teraz zawrócić, niż płakać nad straconymi latami przez jedną głupią chwilę”. Przyłożył zapałkę do papierosa. Gdy zauważył, że tytoń chwycił płomień upuścił ją i zgasił przystępując na nią.
Wciągnął dym do płuc. Ogarnął go błogi spokój. Wraz z wypuszczeniem na powietrze chmury nikotyny wydawało mu się, że pozbył się również tego czegoś w jego środku, które protestowało temu, co chciał uczynić. Jednak wiedział, że Tego nie da się uciszyć. Dym mógł to po prostu wyciszyć do infradźwięków tak, aby nie mógł nic słyszeć, lecz to coś nadal tam jest i próbuje krzyczeć. Ma tylko nadzieję, że gdy ten głos przedrze się do jego mózgu, będzie już za późno. Obiecał to sobie już osiem lat temu i wiedział, że musi konsekwentnie dążyć do spełnienia tej obietnicy. Dziś, tej nocy, o tej godzinie miało się zweryfikować, czy się uda. Jeśli nie – był jeszcze młody. Pewnie pożyje jeszcze z 60 lat, a to wystarczająca ilość czasu, aby znaleźć kogoś innego. Jeśli tak – będzie najprawdopodobniej najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie.
„Dosyć tego” – pomyślał. Zaciągnął się jeden ostatni raz, rzucił papierosa na chodnik obok zapałki i podobnie jak poprzednio – przydepnął, by zgasić wciąż tlące się iskierki. Ruszył przed siebie. Przeszedł przez ulicę i kierował się prosto do bramy jej kamienicy. Nagle za nim, przy ulicy gdzie przed chwilą stał przejechał samochód. W jego głowie panował mętlik – „Jeśli zawahałbym się jeszcze dziesięć sekund dłużej, pewnie zajechałby mi drogę, gdybym chciał przejść przez ulicę. Myślę, że odebrałbym to jako znak, aby się zatrzymać, zawrócić.”.
Ale było już za późno. Jego nogi pracowały tak, jakby były mechanizmem, który może przestać chodzić dopiero, gdy dotrze do celu. Nawet gdyby bardzo chciał, nawet, gdyby napad paniki kazał mu uciekać, nie mógł już zawrócić.
„Mam tylko nadzieję, że cztery papierosy wystarczą” – pomyślał i zamykając oczy nacisnął na domofonie numer Jej mieszkania. Rozległ się krótki sygnał, który wyznaczał tempo jego każdemu dziesiątemu uderzeniu serca.

Obrazek pochodzi z: http://buy-me-love.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz