sobota, 23 października 2010

Sezon 1 - Nazywam się Uzumaki Naruto!

W Wiosce Ukrytego Liścia niegdyś postrach siał dziewięcioogoniasty lis. Został on pokonany za legendarnego już Czwartego Hokage i zapieczętowany w pępku noworodka. 12 lat później Uzumaki Naruto cierpi z powodu braku rodziców oraz akceptacji ze strony rówieśników. Aby przywrócić sobie szacunek mieszkańców wioski, chce stać się Piątym Hokage, nieświadomym skrywanego w sobie potwora...



Sezon 1 się kończy, a wraz z nim czas na recenzję! Oj, a jest co recenzować.
Zacznijmy od czołówki i ending creditsów.
Dla mnie muzyka jak najbardziej przyjemna, czołówkę nawet zacząłem sobie po pewnym czasie nucić pod nosem, co jeśli chodzi o anime, zdarza mi się ostatnio zdecydowanie za często. Ending creditsy, już nie są tyle świetne w dźwięku, co w odczuciu wizualnym. Graficznie dla mnie super, efekty użyte w celach artystycznych są uciechą dla oka. Co nie zmienia faktu, że jednak po czasie przeciętny widz będzie przewijać równo o 1,5 minuty do przodu, a na napisy końcowy nawet nie będzie zwracać uwagi, tylko przełączy od razu na następny odcinek. Oznacza to, że albo twórcy nie mieli pomysłu na napisy końcowe, albo nawet nie chcieli go mieć (w przeciwieństwie do Lucky Star, gdzie wszystko grzecznie oglądało się do całego końca).
Przeszliśmy drogą okrężną całą recenzję, teraz wrócę do punktu wyjścia. Naruto z początku daje nam porządnego kopa w podświadomość, jak na porządnego ninja z rozwiniętym taijutsu przystało. Chociaż w sumie co z tego, że spektakularnie się zaczyna, skoro później zwalnia, przykładając nam co najwyżej "fryzjerskim", a jeszcze później zdarzy się raz, czy parę razy obić nam twarz. Po bardzo dobrym pilocie przychodzi czas na odcinki, przedstawiające nam pokrótce świat Naruto i mające wprowadzić nas w jego atmosferę. Mistrzowskie w tym jest to, że widz wcale się nie czuje tak, jakby był prowadzony za rączkę w samouczku (chyba ostatnio zdarzyło mi się to grając w Uncharted 2) i to zaliczam na duży plus. Potem już się lekko rozkleca...
po pierwszych 10-ciu odcinkach jako widz czuję się zrobiony w balona. W oczekiwaniu na walki, na początku odcinka serwowano mi ok. 5-minutowe retrospekcje à la "W poprzednich odcinkach...", a czasem nawet zdarzało się, że coś takiego trwało połowę odcinka. Zapytam się was... Czemu skojarzyło mi się to z Modą na Sukces? W tym wypadku, o wiele bardziej opłaca się czytanie oryginału tkwiącego w mandze. Mimo to, serialowi (co bardziej śmieszne), zdarzały się odcinki o nieustającej akcji, gdzie ciągle działo się coś nowego. Definitywnie było widać tu, że chciano zmieścić się w wyznaczonych 26-ciu odcinkach/sezon. Ogólny oddźwięk na tym ucierpiał, no ale...
Ominę ogólny wygląd graficzny oraz muzykę (bo to materiał na recenzję ogólną) i biorę się za postacie. Pierwszy raz. zdarza się coś takiego, że najbardziej irytującą postacią, jest główny bohater. Trudno w to uwierzyć, ale naprawdę tak jest, i z tego co mi wiadomo, nie tylko ja tak sądzę. Gdy zacząłem oglądać to anime, kolega napisał mi, że w całym serialu żadna osoba trzeciorzędna, drugorzędna, a nawet te wysunięte na pierwszy plan, żadna z tych postaci nie wkurzała go tak bardzo, jak sam Naruto. Mimo to, Naruto da się lubić i tu daję duży plus za momenty, kiedy nie był, jak to Sasuke mówił 'Idiotą i dupkiem', a kilka takich się zebrało, a jak już się pojawiały, to były naprawdę EPICKIE! Z reszty szczerze najbardziej lubię Mistrza Kakashi (Kakashi-sensei) za jego świetne, ociekające zajebistością teksty. Nie wiem za bardzo jak to opisać, to trzeba zobaczyć.
Jak ogólnie podobał mi się pierwszy sezon? Bardzo dobry wstęp do serii, oraz świetnie zrobione podłoże pod sezon 2. Jedynymi rzeczami, które mnie uderzają, to zbyt długie retrospekcje, które są ogromnym minusem serialu, oraz malutki minusik za samego Naruto.

Ocena: 8-/10

2 komentarze: